„Dzięki pandemii zdałem sobie sprawę, jak wiele nauczyłem się przez te wszystkie lata pracy w mieszkaniach treningowych. Na co dzień człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy bo jest pochłonięty bieżącymi sprawami uczestników…” – Dawid, asystent, pracownik socjalny w Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ.
To się zdarzyło nagle i nieoczekiwanie. Z dnia na dzień wysłaliśmy naszych mieszkańców do domów, sami również pozostając we własnych mieszkaniach. Zrobiliśmy sobie z rodziną dwutygodniową kwarantannę – tak na wszelki wypadek. Przez bite dwa tygodnie wychodziłem tylko co dwa dni do kotłowni, aby zobaczyć czy z piecem wszystko w porządku. Z utęsknieniem wyglądałem za okno, patrząc jak wszystko się już zieleni i wiosna zawitała na dobre. Ale to nie tęsknota za kontaktem z naturą była w tym wszystkim najgorsza. Najbardziej niepokojąca była myśl co dalej z pracą? Co dalej z normalnym życiem? Sytuacja na zewnątrz wyglądała jak apokalipsa – ludzie w maskach, pozamykane różne punkty usługowe, wszechogarniający lęk przed nieznanym i coraz więcej osób zarażonych. Oczywiście czas spędzony z dziećmi nieco łagodził sytuację, ale w głowie wciąż kłębiły się te same myśli – kiedy znowu będzie normalnie?
Kiedy dostałem telefon od naszej szefowej i dowiedziałem się, że musimy przerzucić się na pracę zdalną, z jednej strony czułem ulgę – będzie praca, nie musimy iść na zasiłek, będziemy normalnie pracować… ale jak ? Zdalne treningi orientacji w terenie ?
Mój entuzjazm wygrał
Zacząłem organizować sobie pracę. Przede wszystkim potrzebny będzie stały kontakt z uczestnikami. Telefon? Nie będziemy w kółko rozmawiać przez telefon, za duże koszty. Facebook – służbowe konto asystenta. Okej co dalej? Trzeba odezwać się do naszych uczestników: Cześć tu asystent Dawid. Za chwilę uruchamiamy pracę zdalną, jesteś chętny na takie zajęcia? (W głowie: jeszcze nie wiem jak to zrobimy, nie mam kompletnie pomysłu co mam robić…). Za chwilę miałem już jakieś pozytywne odpowiedzi i kilka neutralnych w stylu „ok” . Oho oni chyba też trochę jakby nie wyobrażają sobie jak ma to wyglądać, no to jest nas więcej… tylko że różnica między nimi a mną polega na tym, że ja mam wiedzieć.
– Paula, miałaś kiedyś taki program do obróbki filmów nie? No to przypomnij sobie nazwę i mnie naucz – mówię do żony.
Żona lekko zaniepokojona, że małżonek zabiera się za sprawy okołokomputerowe i nie są to jakieś głupawe gierki. Już po paru godzinach miałem wszystkie potrzebne programy i zero wiedzy jak się nimi posługiwać.
No to film nagramy. Synek chcesz zagrać w filmie?
I poszło, nagraliśmy „Pana Hilarego”, a potem zabrałem się do zgrywania, konwertowania, montowania, nagrywania, znowu konwertowania – oczywiście pod czujnym okiem mojej małżonki. No dobra, powiedzmy sobie szczerze, to ona zrobiła większość tego filmu…
Pierwsze kroki przed kamerą…
Przyszła kolej na pracę właściwą. Kilka rozmów z uczestnikami, umawianie się na pierwsze treningi i rozmowy na tematy socjalne i filmy… Zamknąłem się w sypialni, postawiłem przed sobą karton pełen ubrań – żona miała go sprzedać za jakieś grosze czy oddać komuś za darmo, będzie to musiało poczekać bo teraz to moje biurko…
Ale karton to za mało, aparat za nisko leży. Przytachałem taboret z kuchni, na niego położyłem karton, na karton aparat iii kamera…. Akcja ! No działa, mało stabilne to to było ale jak dzieci nie wpuszczę przypadkiem do sypialni to się nic nie stanie. Wymyśliłem sobie, że będę nagrywał film ciągiem i jak coś nie wyjdzie to nic bo się potem powycina. Pierwszy film był o tym jak działają różne instytucje podczas pandemii. Pozbierałem w Internecie informacje, coś tam już wcześniej zasłyszałem od rodziny i jeszcze wykonałem kilka telefonów do urzędów. Spisałem te wszystkie informacje w jedno miejsce i można nagrywać.
Ja nie wiedziałem, że gadanie do kamery może być takie stresujące. Miliony prób jednego fragmentu, ciężki kawałek chleba – myślę sobie, no ale jak trzeba to trzeba. Dzieciaki też nie ułatwiały pracy. Wiedząc, że tata jest za drzwiami w pokoju obok, dokazywały jeszcze bardziej. Człowiek się boi wyjść na siku bo się zacznie od nowa „już nie będziesz pracował?”. Film nagrałem i pora się zająć montowaniem. I właśnie po kilku godzinach tego „montowania” zwątpiłem czy dam radę tak pracować…
Zszedł mi chyba cały dzień, bite osiem godzin i nie miałem ani kawałka filmu, ani jednego kawałka, a gdzie tu jeszcze do końca, ogarnięcie jakichś napisów, dopasowanie przejść i tak dalej?
Na całe szczęście następnego dnia obudziłem się znowu pełen zapału i cierpliwości do samego siebie i zabrałem się do pracy. Chyba kilka dni ten pierwszy film montowałem, ale w końcu się udało. Znalazłem też sposób na treningi orientacji w terenie i MZK przez Internet. Posługiwaliśmy się w tym celu „gogle maps” oraz „gogle earth”, a potem jeszcze serwisem „jak dojadę” przed zajęciami planowałem trasę wplatając w nią często jakieś urzędy, aby potem zapytać co można tam załatwić albo mówiłem uczestnikowi, że ma załatwić jakąś sprawę i pytałem gdzie to może zrobić. Treningi to naprawdę porządny kawałek mojej zdalnej pracy, ale to filmy zajmowały mi najwięcej czasu. Była jeszcze praca socjalna. Sporo ludzi miało do mnie pytania odnośnie tego jak załatwiać teraz różne sprawy w urzędach, tak narodziły się pomysły na kolejne filmy.
Kolejny kryzys pojawił się po miesiącu zdalnej pracy. Nie, nie chodzi o to że znudziło mi się siedzenie przed komputerem, chociaż tego też mieliśmy już wszyscy dosyć. Skończyła mi się licencja na program do montowania filmów i trzeba było znaleźć nowy i nauczyć się jego obsługi. Trochę z tym było zabawy, ale poszło już szybciej niż za pierwszym razem. Znowu można było tworzyć filmy a było ich sporo, do dnia dzisiejszego naliczyłem ze dwadzieścia. Poznawałem w tym czasie także nowe sposoby prowadzenia treningów orientacji w terenie – nie miałem wcześniej pojęcia jak przydatne może być udostępnianie ekranu.
Czas leciał, ja nabierałem doświadczenia w pracy zdalnej, w tworzeniu filmów, treningach online, nauczyłem się wielu przydatnych narzędzi i poznałem różne portale ułatwiające codzienne życie, nie tylko w czasie pandemii. Tak powstała seria filmów #DawidRadzi
Powrót do pracy
Pod koniec maja wróciliśmy do pracy, minęło ponad dwa miesiące odkąd nie mieliśmy w mieszkaniach uczestników. Odetchnąłem z ulgą, wstałem od komputera i ochoczo podążyłem do pracy. Nic się nie zmieniło, może poza tym, że trzeba nosić maseczki, rękawiczki, ciągle coś dezynfekować i generalnie zwracać szczególną uwagę na zagrożenia jakie niesie wirus ale to ciągle te same mieszkania treningowe. Uczestników nam przybywa, przywracane zostają kolejne zajęcia i nic nie wskazuje na to, żeby miało się wydarzyć coś złego. Oczywiście jeszcze trochę będziemy musieli popracować zdalnie, przecież ciągle mamy uczestników rozsianych po swoich domach. Mam do zrealizowania jeszcze kilka filmów. Jak się coś zaczęło to po prostu trzeba to skończyć.
Przez ten cały dziwny czas epidemii zdobyłem worek nowych doświadczeń, straciłem kolejny worek nerwów i nauczyłem się jeszcze lepiej doceniać swoją pracę taką jaka ona jest i mam nadzieję, że już pozostanie, a jeśli nie to już wiem, że dam sobie radę w każdych warunkach.
Aha jest jeszcze coś. Dzięki pandemii zdałem sobie sprawę, jak wiele nauczyłem się przez te wszystkie lata pracy w mieszkaniach treningowych. Na co dzień człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy, bo jest pochłonięty bieżącymi sprawami takimi jak pomoc w samoobsłudze uczestnikom, tłumaczenie obsługi różnych sprzętów domowych i tym wszystkim, co na bieżąco pojawia się do zrobienia. Brakuje natomiast czasu na zebranie tej wiedzy w jakąś spójną całość, na zastanowienie na jakim etapie ja się właściwie znajduję, co mogę zaoferować innym, a czego muszę się jeszcze douczyć, aby przekazać tę wiedzę dalej. Dzięki tym wirtualnym rozmowom i nagrywaniu filmów wiem, na jakim poziomie jest moja wiedza na różne tematy, wiem jak ogromną wiedzę już posiadam i jak wiele jeszcze mogę się nauczyć.
A jeśli koronawirus wróci? Co kiedy znowu trzeba będzie siedzieć w domu? Co jeśli znowu wróci niepewność o to co będzie dalej? Wiem, że po prostu będziemy działać, pracuję w PODAJ DALEJ.