Pełnymi zdaniami mówiłam już jako 2-latka. Chodzić uczyłam się później. I w inny sposób. Bo najpierw przemieszczałam się w wózku dziecięcym. Potem na nogach, ale kurczowo trzymając się pomocnych rąk. A gdy je puściłam, chwyciłam pod pachy kule i samodzielnie poszłam w życie.
Miałam szczęście. Mój rozszczepiony kręgosłup, z którym przyszłam na świat, wcześnie i regularnie był ćwiczony. Podobnie jak mój umysł. Na początek w szkole podstawowej. A nawet dwóch. W pierwszej byłam człowiekiem. Uczyłam się w domu, ale blisko rówieśników. Szkołę odwiedzałam jednak tak często, że i harcerskiego „bakcyla” mi tam „wszczepiono”. A potem zmieniły się rejony i trafiłam do innej „podstawówki”. Tam byłam już tylko numerem w dzienniku.
„Pojedziesz na kolonie?” – zapytała mama. Był 1976r. Miałam 7 lat. Nie wiedziałam, co to są kolonie, ale pojechać na nie chciałam bardzo. Bo sama! Kolonie, czyli turnusy zuchowo-harcerskie dla dzieci niepełnosprawnych i sprawnych organizował mój lekarz, Doktor Piotr Janaszek. Rodzice mu ufali. Pojechałam więc tamtego roku na 2 tygodnie do Słupcy. A w kolejnych latach, na kolonie i obozy do innych miejscowości. Również do Wąsosz, gdzie teraz powstaje Osada Janaszkowo.
Dzieci niepełnosprawne rzadko wtedy jeździły na wakacje. Tylko te uczone przez rodziców samodzielności. Na turnusy Doktora Piotra trafiały więc głównie dzieciaki zaniedbane. Pod każdym względem. Wracały zaś do domów i czyste, i porządnie ubrane, i silne wiarą w siebie. Bo Doktor Piotr bawił się z nami i nas uczył. Wszystkiego. Od wiązania sznurowadeł, po relacje z ludźmi i walkę o swoje życie. Teraz, tego samego uczą się dzieci na koloniach „Małych Odkrywców” Fundacji PODAJ DALEJ.
Liceum, które wybrałam mnie nie chciało. Pedagodzy uznali, że lepsze dla mnie będzie liceum ekonomiczne z internatem we Wrocławiu. Samodzielne życie skusiło. Po maturze wróciłam jednak do domu, do Konina.
Pracy chwytałam się takiej jaka dla mnie była. W oddziale ZUS, w biurze rachunkowym. Było też Biuro Porad Obywatelskich. Konkretni ludzie, sprawy, pomoc. Zajęcie ciekawe i angażujące. Niestety tylko przez kilka miesięcy. Potem biuro się rozwiązało.
Pracowałam i inwestowałam. W wiedzę. Skończyłam pedagogikę w Kujawskiej Szkole Wyższej we Włocławku, doradztwo zawodowe w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie i ekonomię społeczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu.
Małe biuro, a w nim tłum. Tak odbywały się w 2005 r. spotkania ludzi, którzy chcieli zaangażować się w działania Fundacji PODAJ DALEJ. Na jednym z nich pojawiłam się i ja. Zostałam do dziś. Teraz już jako pracownik – pedagog, doradczyni zawodowa, a i często też życiowa. A także realizatorka cyklu fundacyjnych podcastów „Uczymy się od najlepszych”.
Mieszkam sama. Utrzymuję się sama. Ale samotna nie jestem. Przyjaznych ludzi mam i na stałe przy sobie i poznaję nowych. W pracy i w podróży, w które wyruszam z pasją. Jest tak jak mawiał Doktor Piotr: „Wszystkie marzenia się spełniają, ale u każdego z nas inaczej. Szukajmy więc własnych dróg, aby je zrealizować”.