Z początkiem czerwca szykowały się nam konkretne atrakcje.
Stare dzieje
6 czerwca udaliśmy się do miejscowości Ląd, gdzie mogliśmy poczuć smak kultury słowiańskiej i celtyckiej. Wszyscy byliśmy pozytywnie zaskoczeni wspaniałym przygotowaniem imprezy i atrakcjami, jakie na nas czekały. Jednak najważniejszym punktem było odwzorowanie walk średniowiecznych. Jedna z uczestniczek Akademii, Paula świetnie odnalazła się w roli reportera i nakręciła pamiątkowe filmy z pokazów. Na sam koniec pobytu w Lądzie ostatnie chwile uprzyjemnili nam goście z zespołu muzyki dawnej o wdzięcznej nazwie Góra Trolla. Ten rodzaj muzyki najbardziej przypadł Karinie, która podrygiwała do każdej piosenki, mimo że pierwszy raz ich słyszała.
3×3 dla Bartasa
W piątek (10.06.) wszystkie dziewczyny zebrały się w kuchni na wcześniej umówione wspólne pieczenie ciasta. Każda z nas dawała z siebie wszystko, aby wypiek się udał. Wyrobione ciasta czekały sobie spokojnie na nas, kiedy to my pojechałyśmy na wyczerpującą Aktywną. Tuż po przerwie ciasta od razu wylądowały w piekarniku. Zaś z piątku na sobotę Karina z Paulą i Mileną do godziny 1:30 kończyły plakat z hasłem zachęcającym do przekazywania pieniędzy na szczytny cel, o którym wspomnę za chwilę. Głównym punktem tego dnia była podróż do Poznania na turniej charytatywny „3×3 dla Bartasa„, którego celem była zbiórka na windę dla naszego niezastąpionego kolegi Bartka. Emocje, jakie większości towarzyszyły to ekscytacja i niecierpliwość. Niektórzy byli również stęsknieni za tym naszym rodzynkiem, który już w Poznaniu był i na nas czekał. Spędziliśmy tam naprawdę znakomite 5 godzin. Koszykarze dali fantastyczny popis i zrobili genialne widowisko. Było na co popatrzeć (wsady). Nie mogłyśmy oczywiście zaprzepaścić jedynej okazji zdobycia koszulek z podobizną Bartka, w których podobno dobrze się śpi – Paula potwierdza.
Obrazy malowane stopami
We wtorek (14.06.) mieliśmy przyjemność gościć Panią Małgorzatę Waszkiewicz wraz z mężem i ich córeczką. Pani Małgorzata jest niesamowitą osobą. Na co dzień zajmuje się malarstwem, jednak nie jest to takie zwykłe malarstwo, ponieważ tworzy Ona istne cuda. Niedowierzaliśmy, że te wszystkie obrazy, które pofatygowała się przywieźć ze sobą i zechciała nam pokazać, są namalowane stopami! Absolutne chapeau bas Jej się należy! Niejednemu z nas ciężko jest postawić prostą kreskę, a co dopiero taki artyzm wypuścić i to w dodatku spod swoich stóp! Dzięki temu spotkaniu, dowiedzieliśmy się, że Pani Małgosia jest niezwykle silną, mądrą i niesamowicie kreatywną kobietą. Podziwiam Ją za upór w działaniu, i za to, że ma tyle pozytywnej energii, którą zaraża, mimo tylu przykrości, jakie w życiu Ją spotkały. Jeśli Pani to czyta: dziękujemy za to, że poświęciła nam Pani swój cenny czas i życzymy dużo zdrowia, sukcesów i pociechy z rodziny. A od siebie dodam: Pani Gosiu, proszę nie zapominać o uśmiechu, który niewątpliwie jest Pani ogromnym atutem. 🙂
EURO 2016
W czwartek (16.06.) odbył się wielki mecz Polska-Niemcy, który zakończył się remisem. Mimo to dzielnie kibicowaliśmy w naszych strefach kibica przygotowani od samego rana.
Coś dla ciała…
Chłodny sobotni (18.06.) poranek – 8:30 –kierunek -> Golina. Ten dzień był zarezerwowany dla nas kobiet, dzięki czemu mogłyśmy chociaż trochę popróżnować, upiększyć się, zrelaksować i przede wszystkim zapomnieć na chwilę o szarej rzeczywistości i obowiązkach. Na tapecie były takie zabiegi, jak depilacja woskiem rożnych partii ciała, hybrydy oraz peeling kawitacyjny (+ maseczka algowa i nawilżenie). Tego ostatniego podjęła się Karina i Paula. Zabieg kawitacyjny polega na oczyszczeniu skóry za pomocą ultradźwięków. Woda pod ciśnieniem w postaci pary w połączeniu z ultradźwiękami sprawiała dziwne wrażenie delikatnego kopnięcia prądem, które czasem można poczuć podając komuś rękę. Zabieg nie należy do nieprzyjemnych, jest zdecydowanie znośny i łatwo oswoić się z tym niecodziennym doznaniem. Obie z Paulą byłyśmy bardzo zadowolone z zabiegów kosmetycznych i nie możemy się doczekać kolejnej wizyty, na którą mamy już plan.
Tuż po powrocie od kosmetyczki wyszłyśmy w czwórkę dotlenić się na bulwarach zabierając po drodze jedzenie, które zamówiłyśmy na wynos w przepysznej restauracji Naleśnikarnia Przystań. Było jak zwykle pycha!
… coś dla ducha!
Wieczorem wybraliśmy się po zajęciach z Erykiem na Dni Konina. Zapewniłyśmy sobie najlepsze miejsce za barierkami. Główną atrakcją dla mnie był koncert T.Love, zaś dla Milenki koncert Mateusza Ziółko. Na wszystkich występach zabawa była przednia. Każda z nas doskonale się bawiła. Były głośne śpiewy, tańce i szaleństwa. Nie mogło się oczywiście obyć bez zdjęć z artystami. Udało nam się zrobić pamiątkowe selfie z Mateuszem Ziółko, który zechciał do nas podejść. Zaś niezastąpiony Asystent Pan Kaziu dopadł specjalnie dla nas Muńka Staszczyka, z którym selfie również dołączyło do kolekcji zdjęć ze znanymi/lubianymi. Dziękujemy Panie Kaziu i Tobie również Królu Dawidzie, za pomoc i zapewnienie nam niezapomnianej frajdy i przepraszamy za głośne śpiewy. Te koncerty nas zdrowo ”uruchomiły”.
W niedzielę (26.06.) przyszła pora na długo wyczekiwane kino. Wybraliśmy z repertuaru film pt. „Zanim się pojawiłeś”, który zaproponowała nam Natalka. To był dla nas istny wyciskacz łez okraszony dozą humoru.
Ciąg dalszy nastąpi
Dosyć tej gadaniny, teraz nadszedł czas na najbardziej konkretną część tegoż sprawozdania. Otóż ja, obywatel legitymujący się imieniem i nazwiskiem Bartosz Hollner nic większego nie dodałem od dłuższego czasu do naszego „pamiętniczka”. Nie zawsze w ostatnim czasie uczestniczyłem w Akademickich aktywnościach. Były rozjazdy to na kadrę narodową, to choroba tygodniowa przykuła mnie do łóżka i trzeba było spędzić tydzień w Poznaniu, ale największym tego winowajcą były weekendowe wyjazdy do Pyrlandii z powodu rozpoczęcia kursu na trenera personalnego ze specjalności sporty siłowe. Trwał on od 21.05 do 26.06. Kurs dzieli się na dwie części: ogólnej i specjalistycznej, a ja swój rozpocząłem od tej drugiej. Od samego początku nastawiłem się pozytywnie, ponieważ ludzie, którzy mnie mieli zacząć szkolić to konkretna ekipa i część z nich znałem z mediów. Niestety w pewnym momencie nadeszła chwila zwątpienia, gdy Bartuś naukę odstawił na dwa tygodnie przed egzaminem. Pewno chłopaczyna się odzwyczaił od nauki i było to dla niego takim problemem jak ponowne rozpoczęcie chodzenia o trójnogu dla Pauliny. Materiału dużo, czasu coraz mniej, a anatomia sama się nie nauczy. Niby w każdej sferze wiedziałem o co chodzi, rozumiałem te rzeczy, jednak cały czas coś mnie męczyło, to że niewystarczająco umiem, a co gorsza ewentualna dopłata stówki pięćdziesiąt, gdybym nie zdał. A tego bym już nie przebolał. Nadszedł w końcu 26. Poszedłem ze świeżą głową, bez żadnych materiałów do ewentualnej powtórki, bo pewnie dostałbym na głowę przed samym egzaminem. Przed samym wejściem na siłownię reszta uczestników kursu wyglądała jakby szykowała się, co najmniej na wojnę. Atlasy, książki, materiały, czego dusza zapragnie, a biedny kulasek jedynie z wodą w ręku czuł się jak hokeista na polu golfowym. No, ale mówię sobie idę na luzie, chwila moment i zdaję. Na egzaminie pisemnym pojawiło się kilka wątpliwości w pytaniach, ale napisany został cały. Czułem się z nim na 60-70%. Potem praktyka. Zdawałem ją u największego kozaka, który nas szkolił Karola Małeckiego. Krótko mówią „pykłem” go jakbym to robił całe życie, a po słowach Karola „przecież Ty wszystko wiesz” troszkę się podbudowałem… a nawet bardzo. Wyniki we wtorek. Każdy poszedł w swoją stronę. W poniedziałek, wróciłem z siłowni. Myślę „aaaa, sprawdzę sobie maila”. Wiadomość od Efib „Test zdany na 4”. Od dzisiaj można mi mówić Panie Półtrenerze, bo jeszcze trzeba pyknąć część ogólną, ale to już tylko formalność.
Karina Kaczmarczyk
Paula Wróblewska
Bartosz Hollner