Wielu z nas marzy o podróżach, chce poznawać nowych ludzi i zachwycać się pięknymi miejscami. Ale tylko niektórzy decydują się na wyprawy pełne niespodzianek, gdzie każdy dzień jest wyzwaniem. Marcin Kupiecki, dla którego motoryzacja jest pasją oraz pomysłem na życie i wspierająca go Justyna Stogińska – Kulawy Team wspierany przez Fundację PODAJ DALEJ pierwszy raz miał okazję, by wziąć udział w rajdzie samochodowym. Złombol to nie jest zwykły rajd, to rajd dla odważnych i niezależnych. Tegoroczny rajd miał wyjątkowo długą trasę, uczestnicy dotarli aż do Tunezji. Wspaniała trasa, otwartość na przygody i niespodzianki.
Anna Klechniowska. Upływ czasu pozwala złapać dystans. Co znaczy dla Was udział w tym rajdzie?
Justyna Stogińska i Marcin Kupiecki: Z pewnością była to przygoda życia, która już się nie zdarzy. To nie znaczy, że nie chcemy wziąć udziału w następnym rajdzie, ale każda edycja Złombola jest inna, dlatego przeżyte chwile też są niepowtarzalne i wyjątkowe.
A.K. Czym jest Złombol i skąd pomysł na Wasz w nim udział?
J i M. Złombol jest rajdem charytatywnym samochodów produkcji socjalistycznej na rzecz dzieci z domów dziecka.
A.K. Jak długo trwały i jak wyglądały przygotowania?
M.K. U nas? Na ostatnią chwilę, jak zwykle. A tak naprawdę 2 tygodnie przed startem. Dopiero wtedy sprowadziłem poloneza z Niemiec, na tydzień przed rajdem zacząłem naprawy mechaniczne – choć do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy zdążymy przygotować się do startu. Dlatego wszystkie potrzebne zakupy Justyna robiła na dzień przed wyjazdem do Katowic, skąd ruszał Złombol.
A.K. Kto Was wspierał w tej wyprawie?
J.S. Tak naprawdę wszyscy: rodzina, przyjaciele, znajomi. Podejrzewam, że większość z nich trochę wątpiła, że polonez da sobie radę z takim wyzwaniem. Ale wspierali i kibicowali nam wszyscy bliscy.
A.K. Jakie mieliście obawy, a jakie oczekiwania?
J.S. Oczekiwań raczej nie mieliśmy żadnych, chcieliśmy po prostu przeżyć coś innego, niż zwykły urlop w ciepłych krajach. A co do obaw, to chyba mieliśmy podobne do pozostałych załóg – czy nasz samochód dojedzie na metę.
A.K. Co czuliście w dniu startu?
M.K. Zmęczenie i senność. Siedzieliśmy w warsztacie do 3-ej w nocy, a z domu ruszaliśmy po godzinie 4-ej. Wiele razy zarywaliśmy noce w warsztacie chcąc jak najlepiej przygotować się do rajdu.
A.K. Najtrudniejsze i najciekawsze doświadczenia z Waszej wyprawy?
J.i M: Palący się namiot! Mieliśmy taką niemiłą przygodę, był pożar na polu namiotowym, nasz namiot uległ spaleniu. Na szczęście nic złego nikomu się nie stało. A do ciekawych rzeczy można zaliczyć zobaczenie jeżozwierza kilkadziesiąt metrów przed autem na autostradzie na Sycylii.
A.K. Poznaliście dużo ciekawych miejsc i ludzi. Co zaskoczyło was najbardziej?
M.K. Na pewno zaskoczyła nas kultura jazdy Włochów, a raczej jej brak – byliśmy w ogromnym szoku. Mimo to zaskakujące było to, że wszyscy tam są uprzejmi i życzliwi, kiedy mieliśmy awarię auta. Od razu znajdowali się ludzie, którzy oferowali nam swoją pomoc. To, co dla nas jest normalnością – jazda oprzyrządowanym samochodem, dla innych była sensacją.
A.K. Jak wyglądał typowy dzień “Kulawego Teamu”?
J.S. Pobudka, śniadanie, jazda. Tankowanie, jazda, Przerwa na obiad, dalsza jazda. Praktycznie pierwszy tydzień spędzony był w samochodzie. Zależało nam, żeby jak najprędzej dotrzeć na metę. Braliśmy pod uwagę ewentualne usterki i awarie, dlatego na mecie byliśmy już przed południem, a reszta uczestników dojeżdżała dopiero wieczorem.
Gratuluję udanego startu i życzę Wam ponownego udziału w tym niezwykłym rajdzie.
Więcej o Złombol-u http://zlombol.pl/index.php/pl/blog-2016/442-wyjazd-2016.html