Tak mówi o sobie Joanna Janikowska – nasz wspaniała wolontariuszka, zawsze pełna energii i pomysłów. Jest dla wielu osób wsparciem, pogodna i bardzo serdeczna, zawsze chętnie dzieli się swoim doświadczeniem.
Anna Klechniowska. Na nasze wybory mają wpływ różne doświadczenia. Które z nich są dla Ciebie najważniejsze?
Joanna Janikowska. Potrzebę niesienia pomocy, pracy z dziećmi i młodzieżą wyniosłam w dużej części z domu rodzinnego. Moi rodzice bardzo lubili dzieci. Urodziłam się na Śląsku. Przez lata Polacy mogli spotykać się i mówić po polsku jedynie w stowarzyszeniach sportowych oraz muzycznych. W moim domu była tradycja muzykowania: mama tańczyła, tata grał na mandolinie a brat na akordeonie, moi wujkowie śpiewali w chórze. Tata był także społecznikiem – organizował różne akcje socjalne. Mama pracowała w świetlicy przy Hucie POKÓJ, gdzie prowadziła zajęcia dla dzieci. Było to bardzo ciekawe miejsce, które na 18 lat stało się moim drugim domem. Trafiłam tam, kiedy miałam zaledwie 5 lat. W świetlicy ogłoszono nabór do Dziecięcego Zespołu Pieśni i Tańca. Prowadziła go pani Irena Piechniczek, mama namówiła mojego starszego brata Marka by spróbował – spodobało mu się i powiedział, że zostanie, ale tylko pod warunkiem, że będę z nim tańczyć. Już, jako nastolatka byłam prawą ręką naszej instruktorki, pani Ireny, która zauważyła we mnie tę iskrę i powierzała mi odpowiedzialne zadania. Kiedy pani Irena wyjechała na miesiąc do Moskwy na szkolenie baletowe powierzyła mi opiekę nad 100 osobowym zespołem. Po powrocie pani Irena była bardzo zadowolona ze mnie. Ten czas to również wspólne wycieczki czy kolonie w Sopocie. Miło wspominam Panią Stasię ze świetlicy, która nauczyła mnie wielu zabaw z muzyką i tańcem. Doświadczenie wyniesione z domu oraz z zespołu bardzo pomogły mi zarówno w pracy jak i w wolontariacie.
A.K. Asiu, jesteś pedagogiem z powołania. Co szczególnego jest w zawodzie nauczyciela przedszkola?
J.J. W pracy szczęśliwie połączyły się moje predyspozycje pedagogiczne i pasja muzyczna. Ukończyłam Pedagogikę Przedszkolną. Pracę zaczęłam jeszcze na Śląsku, później trafiłam do pracy w przedszkolu nr 10 w Koninie. Przepracowałam w tym przedszkolu ponad 30 lat. Zawsze robiłam więcej niż tylko obowiązkowe zajęcia, byłam przewodniczącą Zespołu Samokształceniowego – zajmowałam się przekazywaniem informacji o szkoleniach, koordynowaniem różnych działań. Miałam najwięcej zajęć zewnętrznych dla nauczycieli, studentów i rodziców. Pedagogów dzieli się na rzemieślników i artystów – ta druga grupa to nauczyciele czujni, podążający za dziećmi. Aby treści były ciekawe – nie za trudne, ale i niezbyt łatwe. Zawsze zależało mi żeby prowadzić ciekawe zajęcia, wszystkie scenariusze i materiały przygotowywałam sama. Gram na pianinie, flecie i akordeonie. Muzykę łączyłam podczas zajęć z plastyką, teatrem. Przeszłam na emeryturę, ale nadal w trzech grupach przedszkolnych czytam bajki dzieciom. Cieszą mnie te spotkania.
A.K. Trafiłaś do PODAJ DALEJ w trudnym dla Ciebie i Twojej rodziny momencie.
J.J. Mój mąż chorował, wiedzieliśmy, że odchodzi. Pierwszy kontakt z fundacją od którego rozpoczęła się moja przygoda miał miejsce w trakcie wycieczki do Biskupina. W fundacji trwał właśnie nabór wolontariuszy, również wolontariuszy 50+. Podczas wycieczki zaopiekowałem się kilkoma osobami – między innymi Arkiem Zioło i Edytą i Pawłem Tylman. Bardzo ciepło wspominam ten pierwszy kontakt. Był to także mój pierwszy wyjazd z dorosłymi osobami z niepełnosprawnością. Po śmierci męża zaangażowałam się pełniej w działania fundacyjne. Na zajęciach towarzyszyła mi Marysia. Musiałam zmierzyć się z nowymi wyzwaniami – dostosowanie słownictwa, tempa pracy. W budowaniu właściwych relacji z uczestnikami, ustalaniu granic bardzo pomocna była Olga Karpińska – psycholożka. Dużo dało mi też szkolenie Krzysia Zielińskiego dotyczące sedna wolontariatu. Wspominam maj w fundacji, w liceum były matury a fundacyjne biuro w przypadku złej pogody stawało się miejscem zajęć. Bardzo szybko się odnalazłam w fundacji, inaczej przeżyłam żałobę. Jestem potrzebna, traktowana jak partner, doceniana. Skupiam się na tym, co mogę dać ludziom. Trudna sytuacja finansowa to nic, nasze fundacyjne rodziny mają ogromne problemy i w większości niestety brak wsparcia – moje problemy nie wydają się tak trudne.
A.K. Od 9 lat jesteś wolontariuszką w fundacji – co szczególnie zapadło Ci w pamięć?
J.J. Fundacja to fajni ludzie – cierpliwość i uśmiech Jurka Markiewicza działały kojąco na nas wszystkich. Zawsze czułam jego wsparcie. Dobrze też wspominam współpracę z Markiem Olejnikiem, Szymonem Olszewskim i Kasią Ratajską – to był też wolontariat osób dojrzałych. Potem były wakacje i projekt w Golinie. Na zajęciach wykorzystuję plastykę, muzykę. Bardzo cenię metodę Weroniki Sherborne, efekty tych zajęć są fantastyczne a same zajęcia są bardzo ciekawe i rozwijające. Uczestnicy są zawsze otwarci i szczerzy w swoich sympatiach, w fundacji często słyszę – „kocham Ciebie” – to jest bardzo prawdziwe. Zawsze jednak uważałam, że osobom niepełnosprawnym też trzeba wyznaczać granice i staram się o tym pamiętać. Jedno wydarzenie zapadło mi w pamięć, kiedy grupa z Goliny przyjechała na przedstawienie do liceum – Arek przybiegł i powiedział „jak dobrze, że jesteś”. Kiedy na wycieczce dodałam złotówkę do brakującej kwoty za frytki nie sądziłam, że tą złotówką sprawie taką radość i usłyszę tyle miłych słów podziękowania. Takie chwile są bezcenne.
A.K. Co w wolontariacie jest dla Ciebie ważne?
J.J. To by zajęcia były jak najbardziej rozwijające. Często nasi uczestnicy nie mają w domu możliwości pokazania, że potrafią więcej niż sądzą rodzice. Rodzice zauważyli jak bardzo rozwinęli się ich dorośli już synowie i córki – nie są skrępowani rozmowami na forum, mają celne i ciekawe skojarzenia, śmielej podejmują zadania i ładniej się wypowiadają. Nie zatrzymuję wiedzy dla siebie, cieszę się, gdy dla kogoś moje wskazówki są pomocą i inspiracją. Przede wszystkim ważni są dla mnie ludzie. Cały czas chce mi się dawać innym jak najwięcej z siebie. I wierzę, że wiele jest jeszcze przede mną, że znajdę siłę na wszystko, co mnie spotyka i zawsze będę czuć radość z tego, co robię.
A.K. Masz pomysł na następne działanie?
J.J. Tak, na 12 urodzinach PODAJ DALEJ pomyślałam, że dobrze byłoby zorganizować przywitanie lata – konińskiej i golińskiej grupy oraz grupy Aktywnej Rehabilitacji. Takie wspólne działania integrują. A wzajemne poznanie i integracja są bardzo ważne.
Asiu, czy jest coś, czego mogłabym Ci życzyć?
Żeby mi się chciało chcieć.
I tej nieustannej energii bardzo Tobie życzę. Dziękuję za rozmowę.
Z Joanną Janikowską rozmawiała Anna Klechniowska