Ma swój warsztat samochodowy, pracuje z niepełnosprawnymi, uwielbia dobrze zjeść, ma świetną żonę, właśnie spodziewają się wyczekiwanego dziecka, gra w koszykówkę, mieszka na wsi i marzy o własnym domu … i wszytko to może byłoby zwyczajną historią gdyby nie jej bohater – Marcin Kupiecki, motocyklista poruszający się na wózku, dla którego świat po pechowym wypadku zmienił się na… lepsze.
Srebrna błyszcząca Yamaha
Ten dzień, niby zwyczajny jakiś tam dzień 2008 roku, Marcin zapamięta w szczegółach do końca życia. Postanowił przejechać się swoją błyszczącą, srebrną Yamahą. Wcale nie jechał szybko, bo przecież był w centrum miasta, a przed nim rozciął się zakręt, ale dwa wlekące się samochody osobowe dość go znużyły, więc postanowił je wyminąć…
– Przeliczyłem się z tym zakrętem nie sądziłem, że jest taki ostry i kiedy zacząłem hamować, wpadłem w poślizg. Na drodze był żwir ciężko było hamować no i skończyłem na słupie… Pamiętam, że jak się ocknąłem w szpitalu nie czułem nóg. Pomyślałem sobie: cholera stało się coś poważnego, może jakieś skomplikowane złamanie, ale jeszcze wtedy nie myślałem, że ze szpitala wyjadę na wózku… – opowiada Marcin.
Z dnia na dzień coraz bardziej docierało do niego, że te nogi to go już chyba same nie poniosą.
– Zaczęło do mnie docierać, że na własnych nogach to ja raczej ze szpitala nie wyjdę. Przyjeżdżał do mnie instruktor na wózku, młody chłopak, też po wypadku, który śmigał na tym wózku i to mnie bardzo poruszyło. Też tak chciałem i zaczęła się dla mnie prawdziwa orka – mówi Marcin.
Musi się udać!
Ćwiczył całymi dniami, tygodniami, miesiącami. Do domu ze szpitala wyjechał już samodzielnie na wózku i wiedział, że to w jakim będzie stanie, zależy w dużej mierze od niego samego. Przed wypadkiem jeździł na TIR-ach, jego pasją był jego warsztat samochodowy. Wiedział jedno: chciał żyć jak przed wypadkiem; rozebrać auto do najmniejszej śrubki, naprawić motocykl, być niezależnym i samodzielnym. Nie spodziewał się, że jego życie będzie ciekawsze niż przed wypadkiem …
– Po wypadku po prostu czułem się niepotrzebny. Dzwoniące non stop telefony przed wypadkiem nagle zamilkły. Nie mogłem się odnaleźć w tej ciszy. Musiałem mieć jakąś pasję. Nadal co prawda naprawiałem auta, otworzyłem nawet swoją firmę w budynku gospodarczym. Ale ciągle było mi mało. Wtedy zaproponowano mi koszykówkę na wózkach i tutaj moje życie całkowicie się odmieniło. Poznałem wartościowych ludzi, którzy dziś są moimi przyjaciółmi. Zacząłem jeździć do szpitali do ludzi po wypadkach takich jak ja, których staram się przekonywać, że na wózku da się żyć. Gram w koszykówkę na wózkach, jestem instruktorem niezależnego życia, czyli pomagam ludziom na wózkach stawać się samodzielnymi i niezależnymi. Mi się udało więc innym też się uda ! – przekonuje Marcin.
Miłość jest najważniejsza
Ten niezwykły, odważny, młody mężczyzna, właśnie swoją cierpliwością, wytrwałością i determinacją krok po kroku, systematycznie i konsekwentnie przez lata stawał się samodzielny i niezależny. Dziś kiedy z nim przebywamy, nie zauważamy, że porusza się inaczej niż my. W swoim ,,nowym życiu’’, jak mówi, wielkim wsparciem jest jego żona Justyna. Kochana, cierpliwa, mądra, dobra i wytrwała. Poznali się osiem lat temu w Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ, gdzie oboje pracowali. Dziś czekają na Antosia, który ma przyjść na świat za dwa miesiące.
– Na pewno dziś po tym wypadku stałem się dojrzalszy, mądrzejszy i bardziej świadomy wielu rzeczy. Każdy kto jest pasjonatem motocykli powinien dogłębnie zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie może się czaić za tą pasją. Każdy też wsiadający na motocykl powinien iść do szkoły jazdy, a często mając już prawo jazdy na osobówki, bagatelizujemy to. Dziś mogę powiedzieć z całą stanowczością, że moje życie po wypadku jest pełniejsze niż przed. Naprawdę jestem szczęśliwy! A do pełni szczęścia brakuje mi tylko trójkołowego motocykla i wybudowania domu dla mojej żony i synka, bo rodzina jest najważniejsza. Jak zmieniło się moje życie po wypadku? Jedyną różnicę jaką odczuwam to to, że musiałem się przerzucić na automatyczną skrzynię biegów… – śmieje się Marcin i znika na swoim wózku, którego już nikt z nas nie dostrzega. Marcin wraca do domu, do żony, która czeka na niego z pyszną kolacją. Potem obejrzą może razem film albo pójdą na zaległy spacer …
PS.
Marcin uwielbia dzieci i dlatego podczas wakacji pracuje jako wychowawca i trener sportu na koloniach MALI ODKRYWCY. Bądź jak Marcin i wspieraj najmłodszych Podopiecznych Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ https://zrzutka.pl/maliodkrywcy2023
The gallery was not found!